Władyka Artemije – pierwszy biskup w historii SCP, który został „pozbawiony monaszestwa” i „odłączony od Cerkwi”: wygnany za Prawdę Bożą
Przed 15 laty, jako biskup Eparchii Raszko-Prizrenskiej, Władyka Artemije (85) wszczął bezprecedensowy spór prawa międzynarodowego. W sądzie w Strasburgu zażądał ochrony i odszkodowania za gwalty uczynione (pod okiem KFORu) na majątku SCP oraz duchowieństwie i narodzie serbskim w Kosowie i Metochii. Odrzucił żądanie Synodu, aby wycofać skargę, następnie doszło również do sporu kanonicznego, w wyniku czego stał się pierwszym serbskim władyką, który został ekskomunikowany, a następnie oskarżony przed sądem świeckim.
W tej chwili rezyduje w Nowei Nicei, w centrum Eparchii Raszko-Prizreńskiej na wygnaniu. To właśnie tutaj, w monasterze, który postawił on na swojej ojcowiźnie w waljewskiej wsi Lelić, rozmawialiśmy między innymi o tym, dlaczego był niewygodny dla władz świeckich i duchownych.
Przeciwko którym państwom i dlaczego, z błogosławieństwa Patriarchy Pawła, wnieśliście, Władyko, skargę do Europejskiego Sądu Praw Człowieka w Strasburgu?
-Jako biskup Eparchii Raszko-Prizrenskiej i Kosowsko-Metochijskiej zaskarżyłem Anglię, Niemcy, Włochy i Francję, które mają swoje strefy odpowiedzialności w Kosowie i Metochii. Wobec tego, ze ten sąd nie jest właściwy dla kwestii dotyczących Stanów Zjednoczonych Ameryki, nie były one objęte skargą, mimo, iż mają one tam swoją strefę. KFOR przybył do Kosowa w dniu 12 czerwca 1999 roku, na podstawie porozumienia kumanowskiego i Rezolucji 1244 z zadaniem zapewnienia powrotu wszystkich wygnanych osób i zabezpieczenia spokojnego życia wszystkim obywatelom. Tego zadania KFOR nie wykonał do dnia dzisiejszego.
Po swoim przyjściu KFOR zabezpieczył szybki powrót jedynie Albańczykom, którzy uciekli albo z powodu wygnania, albo w wyniku celowej manipulacji politycznej udali się na wygnanie by stworzyć kryzys humanitarny, który następnie posłużył jako powód interwencji NATO w Serbii (wtedy Jugosławii). Ale KFOR nie zabezpieczył spokojnego życia wszystkim obywatelom. Wraz z powrotem Albańczyków rozpoczęło się wygnanie narodu serbskiego i to już od pierwszego dnia obecności KFORu.
Pod opieką KFORu, czyli, innymi słowy, NATO i Ameryki, w ciągu pierwszych kilku miesięcy, pierwszego roku, z KiM wygnano około 250.000 Serbów, wśród nich również Romów, Czarnogórców i innych. W przeciągu kolejnych 20 lat do KiM wrócił może 1-2% wysiedlonych, podczas, gdy w tym samym czasie wyjechało jeszcze więcej.
Serbów, czy Serbów i Albańczyków?
-Mówię tu o Serbach. Wygnanie i prześladowanie trwają do dzisiaj, wbrew wszystkim ustępstwom, które czyniła, niestety, każda władza w Serbii, łącznie z dzisiejszą, niezależnie od jej orientacji. W przeciągu tylko pierwszych czterech lat zniszczono 115 cerkwi i monasterów, a w marcu 2004 roku w ciągu dwóch dni dokonano prawdziwego pogromu narodu serbskiego. W ciągu tych dwóch dni wygnano 4000 Serbów, spalono ponad 800 serbskich domów i zniszczono kolejnych 25 cerkwi i monasterów. Łącznie 150 naszych świątyń zostało zniszczonych, zrujnowanych lub uszkodzonych.
Jest to dowód na to, że misja ONZ i KFORu nie spełniła swojego zadania. Z tego powodu, jako ówczesny biskup w Kosowie i Metochii, w porozumieniu z Patriarchą Pawłem i jeszcze kilkoma arcybiskupami, zdecydowałem, że wniosę skargę w sprawie gwałtu na narodzie serbskim i na naszych świątyniach. Skarga o odszkodowanie została wniesiona w lecie 2004 roku, z błogosławieństwem Świetego Synodu Biskupów. I rozpoczął się proces sądowy. Po miesiącu zaś rozpoczęła się kampania przeciwko mnie, biskupowi Artemije.
DYPLOMATYCZNY NACISK NA CERKIEW
Kto i dlaczego rozpoczął tę kampanię?
-Niestety, Patriarchat. Po wniesieniu skargi u Patriarchy Pawła interweniowali ambasadorowie czterech oskarżonych państw. W czasie swojej wizyty w Patriarchacie włoski ambasador poskarżył się na to, że w tamtym roku Święty Synod odznaczył Orderem Świętego Sawy jednostkę wojskową, która chroniła Monaster Dečani i Patriarchat Pećki. I powiedział: „Jakże to, Wasza Świątobliwość, z jednej strony nas odznaczacie, a z drugiej skarżycie?”. Nie wiem, jak było z innymi interwencjami, ale od tego czasu zaczęła się kampania i zdecydowany nacisk na to, abym wycofał skargę.
Czy Patriarcha Paweł żądał wycofania skargi o odszkodowanie za wszystkie straty poniesione przez Cerkiew i naród serbski?
-Żądał Synod na czele z Pawłem. W tej kwestii miała miejsce obfita korespondencja między mną a Synodem. I ta walka, dosłownie walka, trwała do maja 2005 roku, kiedy Synod bez mojej zgody wycofał skargę. W taki sposób, niestety, ta kwestia została rozwiązana.
W tym samym czasie, w marcu 2005 roku, zostało podpisane memorandum pomiędzy Świętym Synodem Patriarchy Pawła i kimś ze społeczności międzynarodowej, które mówiło, że odbudowa zniszczonych cerkwi ma nastąpić w drodze przetargu, w którym mają prawo uczestniczyć wszyscy. A wiec i Albańczycy. I tutaj byłem zdecydowanie przeciwko.
Dlaczego?
-Argumentowałem, ze naszych cerkwi nie mogą odbudowywać ci, którzy je niszczyli. Ta walka trwała długo, ale oczywiście Władyka Artemije nie był w stanie przeciwstawić się takiej decyzji Synodu. Ruszyła odbudowa tylko tych cerkwi, które zostały zniszczone w marcu 2004 roku. O tych zniszczonych wcześniej nie było mowy. I ta odbudowa, którą prowadzili głównie Albańczycy, ich firmy i przedsiębiorstwa, a finansowała wspólnota międzynarodowa, Bruksela i inni, nie była przywracaniem stanu pierwotnego, ale tylko czymś w rodzaju odnowy, tak, aby można było zmanipulować opinię międzynarodową, mówiąc jej: „O, proszę, jacy Albańczycy są dobrzy, troszczą się o obiekty serbskiej Cerkwi”. To im było potrzebne, aby dalej mogli terroryzować Serbów.
Wokół tego trwała walka do 2010 roku, do mojego wygnania, zaś w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat Patriarchat się jakby przebudził i chyba zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie się kryło pod takim odnawianiem cerkwi i przynajmniej werbalnie zaczął żądać zachowania serbskiego religijnego i kulturowego stanu posiadania w KiM. Mówię – werbalnie, gdyż w praktyce nic nie zostało uczynione.
ALBAŃCZYCY CZEKAJĄ NA OSTATNI PODPIS
Czy sąd w Strasburgu zajmował się skargą na łamanie praw człowieka w Kosowie i Metochii?
-Skarga została przyjęta. Pozostawało dalsze postępowanie sądowe, ale właśnie dlatego żądano wycofania skargi. Najpierw więc została ona wstrzymana, a potem wycofana.
To był czas pierwszej kadencji Vojislava Koštunicy. Czy władza podtrzymała wtedy te skargę?
-O tym nie mogę mówić, gdyż z prezydentem Koštunicą mieliśmy konkretne stosunki i współpracę, wielokrotnie spotykaliśmy się w związku z problemami naszego narodu w Kosowie i Metochii i sytuacją w kolebce narodu serbskiego. Ale począwszy od roku 2008, już po Koštunicy, miała miejsce bezpośrednia współpraca Patriarchatu i rządu serbskiego nad wygnaniem Władyki Artemija za moją pracę i walkę nakierowaną na pozostanie narodu serbskiego w KiM i na pozostanie KiM w składzie Serbii. Wtedy, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie polityczne, rozpoczęła się polityka ustępstw.
W jakim sensie?
-Albańczycy osiągnęli wszystko, co chcieli, zaś rząd serbski nie miał strategii. Zawsze się mówiło: „jak oni zrobią to i to, to my wtedy zrobimy coś przeciwnego”. Nie było żadnej wizji tego, co my chcemy, zwracano jedynie uwagę na to, czego chcą Albańczycy i na to, byśmy im to uniemożliwiali. Tak, jakby władzom serbskim, od ówczesnych do dzisiejszych, nie było jasne, że również społeczność międzynarodowa chce tego samego, co Albańczycy.
I wobec tego, ze nasi pod naciskiem godzili się na wszystko, doszło do tego, ze pozostało tylko postawienie kropki nad i. Do tego prowadziły i dalej prowadzą rozmowy w Brukseli. A dzisiejszy prezydent często mówi, że nie mogą Albańczycy otrzymać wszystkiego, a my nic. Zaś Albańczykom brakuje tylko ostatniego podpisu pod uznaniem przez Serbię, że Kosowo jest niepodległym państwem. Dlatego rozmowy w Brukseli otwierają mnóstwo pytań.
Jakich?
-Dlaczego są prowadzone pod fałszywą nazwą jako rozmowy Belgradu i Prisztiny? Przecież nie rozmawiają prezydenci dwóch miast, tylko prezydent państwa Serbia i prezydent tzw. państwa Kosowo. To nie są rozmowy wewnętrzne, ale międzynarodowe, w których do dnia dzisiejszego przyjmowano wszystkie żądania Albańczyków.
Nasza władza powoływała się na liczne, jakoby ważne, przyczyny. Mówiło się – „nie damy Trepczy, to jest serbskie przedsiębiorstwo”. Pytałem się wtedy – czy Trepcza jest ważniejsza od Kosowa? I Brezovica. I północ KiM, ale wtedy – co z południem? Doszło do tego, że to już nie są żadne rozmowy, mówi się o 100% cle na towary z Serbii, że jest to klucz, który doprowadzi do rozwiązania kwestii KiM. Żeby pokazać, jacy jesteśmy zdecydowani – nie siadamy do rozmów, póki nie zniosą cła! A podejrzewam, że cła zostały wprowadzone za namową, albo za zgoda społeczności międzynarodowej. Albańczycy trzymają się ich mocno po to, żeby potem, gdy je zniosą, i Belgrad (a nie Serbia) będzie kontynuować rozmowy, Bruksela mogła powiedzieć, że teraz jest kolej na Belgrad, żeby coś uczynił. Chociaż nie jestem politykiem, ale chodzi o los mojego narodu i mojej Cerkwi, więc chcąc nie chcąc muszę śledzić bieżąca politykę dotycząca przyszłości naszego narodu i Cerkwi Prawosławnej.
BEZ POPARCIA W MISJI NA ŚWIECIE
Od 1991 prowadziliście, Władyko, lobbing w sprawie KiM: gdzie lobbowaliście i czy mieliście poparcie ze strony państwa i SCP?
-Nie jestem politykiem, ani tym bardziej dyplomatą, ale byłem zmuszony zajmować się też dyplomacją. Moja dyplomacja sprowadzała się do walki o zachowanie mojego narodu w KiM i Kosowa i Metochii w składzie Serbii. W latach od 1999 do 2010 ponad dwadzieścia razy byłem w Ameryce, zawsze w związku ze wspomnianą walką. Nie miałem w tym żadnego poparcia ani Serbii, to znaczy, ówczesnej władzy, ani samej SCP.
Dotyczy to tez Patriarchy Pawła?
-No cóż, on był wtedy Patriarchą. Tyle tylko, że na każdą podróż prosiłem i otrzymywałem błogosławieństwo Patriarchy, nic nie robiłem samowolnie. Podróżowałem do wszystkich krajów Europy, wiele razy do Rosji, do Izraela, do RPA.
Do Chin?
-Nie, daleko do Azji nie podróżowałem. Moja działalność nie podobała się wielu osobom w kraju i na świecie, gdyż byłem pryncypialny, bez ustępstw i kompromisów. I na wszystkich możliwych spotkaniach u mnie, w KiM, gdy spotykałem przedstawiciela ONZ, ambasadorów i innych międzynarodowych oficjeli, miałem krystalicznie jasną pozycję, że nie może być żadnego kompromisu jeśli chodzi o KiM. To wielu ludziom przeszkadzało.
Komu w Serbii spośród władzy świeckiej i cerkiewnej?
-Powiem tak: również władza świecka, nasi ówcześni prezydenci, byli pod wpływem, nadzorem i kontrolą Brukseli, UE i Waszyngtonu. Te siły, bez żadnej wątpliwości, naciskały na ówczesne władze w Belgradzie, żeby osłabić twardą pozycję, żeby rozpocząć rozmowy, które doprowadziły do tego, o czym już mówiliśmy.
W końcu doprowadzili do tego, że 9 stycznia 2010, tuż przed wyborem dzisiejszego Patriarchy Ireneusza jakiś amerykański admirał publicznie powiedział, że do KiM przyjdzie biskup „gotowy do współpracy”. To oznaczało, że trzeba się pozbyć Artemija. W tamtym czasie jednomyślnie współpracowali nad tym przedstawiciele zarówno naszej władzy, jak i Patriarchatu. Nie mówię – Serbskiej Cerkwi, ale właśnie Patriarchatu. Jest na to dużo dowodów, wystarczy poczytać materiały „WikiLeaks”, w skrócie są opublikowane również po serbsku; mówi się w nich o Artemiju i jego walce. Patriarcha Ireneusz został wybrany 22 stycznia i już na początku lutego był na audiencji u amerykańskiej ambasador Mary Warlick. Między innymi, w trakcie rozmowy o Artemiju obiecał jej, że rozwiąże tę kwestię. I po niedługim czasie rozpoczęło się prześladowanie Władyki Artemija.
USUNIĘTY W TAJNYM GŁOSOWANIU
W książce „Przyczynek do oceny raskołu Władyki Artemija”, z 2017 roku, archimandryta Nikodem Bogosavljević uzasadnia, dlaczego wszystkie decyzje Synodu i Soboru dotyczące Was były niekanoniczne.
-Dokładnie tak. Były antyustawowe i niekanoniczne. W Ustawie SCP mówi się wprost o sądach cerkiewnych: „Nikt nie może być ukarany żadną karą cerkiewną bez uprzedniego wysłuchania”. Z zarządzania Eparchią Raszko-Prizreńską zostałem zdjęty 12 lutego 2010 roku i postawiono w to miejsce administratora, póki sprawa nie zostanie zbadana. Przyjąłem to celem zachowania pokoju w Cerkwi, ale nie było pokoju. Oczekiwałem, że będzie dyskusja na Soborze w maju. Tymczasem na trzy dni przed Soborem administrator Eparchii wręczył mi akt oskarżenia liczący 32 strony. Obejrzałem go, nie było tam żadnego terminu na moją odpowiedź na oskarżenia. Na tym posiedzeniu Soboru rozstrzygaliśmy wiele kwestii i na samym końcu wezwano biskupa, autora oskarżeń, aby je przeczytał.
Kto to był?
-Władyka dalmatyński Focjusz. Była cisza. Czytał ponad godzinę, a gdy skończył, Patriarcha mnie zapytał: „Jaką macie na to odpowiedź?”. „Żadnej” – odpowiedziałem. I zapytałem, jaki mam termin na odpowiedź, skoro jest to akt oskarżenia. „Nie ma go”. Powiedziałem wtedy, ze nie mam w kieszeni archiwum, na podstawie którego mógłbym przygotować odpowiedź na akt oskarżenia, gdyż archiwum zostało mi zabrane jeszcze 12 lutego 2010 roku, gdy byłem zawieszony w zarządzaniu Eparchią.
O co byliście oskarżeni?
-O rzekome złamanie kanonów. Nie ma sensu, żebym cokolwiek wyjaśniał, dodałem, gdyż nie jest to sąd kanoniczny, skoro nie ma nawet terminu na odpowiedź. Na sądzie nad Władyką Dionizym amerykańskim dano mu trzy miesiące na odpowiedz na oskarżenie. Żądał sześć, dostał trzy. Ja zaś nie miałem ani jednego dnia. Zakończyło się to decyzją Soboru, ze jestem całkowicie zwolniony ze służby eparchialnej.
Czy ktoś zabrał głos i czy decyzja była jednogłośna?
-Natychmiast miało miejsce tajne głosowanie. Myślę, że nie wszyscy byli jednomyślni, ale była większość. Nie tylko zostałem zwolniony z Eparchii, ale wygnano mnie także z Kosowa i Metochii. Wedle kanonów i Ustawu SCP, jeśli biskup, z powodów zdrowotnych lub innych zostaje zwolniony ze służby w Eparchii, ma prawo wybrać jeden ze swoich monasterów, w którym będzie przebywać do końca swoich dni. Domagałem się tej łaski, ale jej nie dostąpiłem. Powiedziano mi otwarcie: „Nie ma mowy”.
EKUMENIZM TO HEREZJA
Kto to powiedział?
Mój brat Amfilochiusz Radović [obecny metropolita czarnogórski – przyp.tłum.]. W taki sposób zostałem wygnany na daleką północ – do Monasteru Šišatovac na Fruszkiej Górze. Również i to przyjąłem ze względu na pokój w Cerkwi. Lecz i tu nie zostawili mnie w spokoju, gdyż za mną ruszyła duża liczba mnichów i mniszek z Kosowa i Metochii. Ponad sto osób.
Gdzie mieszkali?
-Początkowo po wiejskich domach. Co niedzielę przejeżdżali po dwieście, trzysta kilometrów, żeby być na liturgii w Sziszatowcu. Razem z nimi przyjeżdżało więcej ludzi ze Sremu i innych stron, śledzili rozwój wydarzeń i wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. Co niedzielę w Sziszatowcu było ponad sto wiernych, ale i to im przeszkadzało. I ten sam metropolita Amfilochiusz zaczął rozpuszczać informację, że „Artemije buduje sobie eparchię sziszatowacką”. Tak minęło lato 2010 roku. I wtedy nastąpił przełom.
Jaki?
-Do tego momentu walka koncentrowała się głównie na Kosowie i Metochii, naszych świątyniach, narodzie, a teraz otwarty został kolejny front. Na początku XX wieku pojawiła się nowa herezja, ekumenizm, dziecko tego wieku, która na początku nie była ani otwarta, ani masowa. To nowa herezja, która mówi, że mają się zjednoczyć wszystkie wyznania chrześcijańskie. Konstantynopol rozpoczął tu konferencje. Chodzi jednak o to, że nie mają się zjednoczyć w taki sposób, że nawrócą się ci, którzy w przeszłości zeszli z właściwej drogi, ale błądzący mają być przyjęci tacy, jakimi są; każdy ma zostać przy swoim, a wszyscy mają się z wszystkimi połączyć. To jest najkrótsze streszczenie ekumenizmu, który stał się niebezpieczeństwem dla wszystkich Cerkwi lokalnych, gdyż chodzi tu o kwestie wiary, prawdy Bożej i zbawienia. Światowa Rada Kościołów była założona w 1949 roku i od tego czasu ekumenizm jest coraz szybszy i coraz bardziej aktualny.
SCP jest członkiem od 1965 roku.
-Tak jest, i to z klauzulą, że jest organiczną częścią tego ciała. Zaś przedtem przystąpiły do ŚRK w zasadzie wszystkie lokalne Cerkwie prawosławne. Ja jeszcze przed moim wyborem na biskupa [w 1991 roku – przyp.tłum.], a szczególnie po wyborze, walczyłem z tym duchem w naszej Cerkwi. Herezję ekumenizmu w szczególny sposób krytykował święty Justyn Cielijski, który nazwał ją „wszechherezją”: wszystkie herezje, które w historii atakowały Cerkiew, zawarte są w tej jednej. Patriarcha Ireneusz w czasie swojej wizyty w Wiedniu w 2010 roku oświadczył i zaświadczył o sobie: „Jestem ekumenistą i pacyfistą”, więc wiadomo było, co to znaczy. Po tym oświadczeniu Patriarchy otwarcie wystąpiłem również na tym drugim odcinku (oprócz Kosowa i Metochii), a należałoby powiedzieć – na tym pierwszym odcinku, gdyż kwestie wiary są ponad i przed wszystkim.
Co napisaliście do Synodu?
-Wysłałem w dniu 13 września 2010 pismo do Synodu, protestując przeciwko wiedeńskiemu oświadczeniu patriarchy i wszystkim wcześniejszym niekanonicznym decyzjom dotyczącym mnie i moich mnichów, które do tamtej chwili przyjmowałem chcąc zachować pokój w Cerkwi. I powiedziałem, że od tego momentu nie będę się podporządkowywał ich dotychczasowym i przyszłym niekanonicznym postanowieniom. Odpowiedzią była kara, zabronienie służenia do najbliższego Soboru. I chociaż to również była niekanoniczna decyzja, bez jakiegokolwiek wysłuchania mnie, podporządkowałem się jej w nadziei, że listopadowy Sobór ostatecznie rozpatrzy i rozstrzygnie wszystko na podstawie kanonów.
WSZYSTKIE NASZE KATAKUMBY
Czemu nie byliście na jego posiedzeniu?
-Nikt mnie nie wezwał. Wbrew praktyce, że o wszystkich kwestiach kadrowych decyduje się na końcu Soboru, już na pierwszym posiedzeniu pierwsza decyzja dotyczyła uzupełnienia „wakatu” w Eparchii Raszko-Prizreńskiej i wyznaczono biskupa. Został nim nikt inny, jak mój mnich i wikarny biskup Teodozjusz. To była kropla, która przepełniła czaszę.
Konsekwentnie i zgodnie z pismem do Synodu z września tamtego roku, ze nie będę się podporządkowywał niekanonicznym decyzjom, wyruszyłem z Sziszatowca do KiM, do mojej eparchii. Usłyszeli o tym mnisi i ze wszystkich stron wielu, jeśli nie wszyscy, skierowało się do mojego monasteru w Dubokim Potoku. Odsłużyłem tam Świętą Liturgię razem z moimi mnichami, ale z powodu interwencji nowego „biskupa” i Patriarchatu zostaliśmy wraz z moimi mnichami powtórnie wygnani z KiM. Wieczorem przyjechała kosowska policja, to znaczy – Serbowie, ale w służbie kosowskiej policji i wyrzucili nas z monasteru. Dosłownie wynosili mnichów i mniszki z budynków monasterskich, wciskali ich do samochodów i wyrzucili z KiM. W taki sposób i wtedy się rodziła Eparchia Raszko-Prizreńska na wygnaniu. Pozostaliśmy sobą, ale poza swoim terytorium: rozpoczął się nowy okres naszej działalności i naszego życia.
Dokąd odeszliście, Władyko, i jaka była reakcja Synodu i Soboru?
-Z powodu mojego przybycia do Dubokiego Potoku zostałem pozbawiony godności biskupiej i przeniesiony do stanu mniszego. Władyka Artemije został mnichem Artemijem, a później nastąpił ciąg dalszy. Po wyrzuceniu mnie z KiM przeniosłem się do mieszkanka w Belgradzie, na Bystrzyckiej 29. Nie jest ono moje, ale wciąż korzystam z niego, gdy jestem w Belgradzie. Zaś moi mnisi skorzystali z gościny w skansenie w Łoźnicy koło Czaczaka, na ziemi Miloja Stevanovicia, zwanego Grzesznym Miłoje, a także we wsi Ljuljaci. Tam była cerkiew i całkowicie pusty, a ogromny budynek monasterski, który stawiał prota [protojerej] Toma Marković, mój przyjaciel. Pieczę nad tym sprawował krewny proty, Milan Marković, który otworzył drzwi i przyjął część moich mnichów.
To tam właśnie, wraz z mnichami i mnóstwem ludzi, służyłem pierwszą liturgię na wygnaniu. Było kilkuset wiernych, wieść się natychmiast rozniosła, teraz informacje przenoszą się szybko. Zaczęli przychodzić ludzie, darowali domy, majątki, sprzedawali, wydzierżawiali, w taki sposób powstawały nasze katakumby. Katakumby są znane z pierwszych wieków chrześcijaństwa, gdy było ono prześladowane i chrześcijanie się kryli po jaskiniach, piwnicach, mogiłach. Nasze katakumby otrzymały takie imię dlatego, że jesteśmy w prześladowaniu, na wygnaniu. W tej chwili mamy ich ponad 35.
I ta katakumba w Leliciu, w której się znajdujemy, jest jedną z nich.
-Tak, i chociaż jest najmłodsza, teraz jest naszą siedzibą. Mamy też katakumby w Bośni i Hercegowinie, w Grünbach koło Wiednia, we Frankfurcie, Detroit, Toronto, Londynie, trzy-cztery w Rosji i jedną w Grecji. Razem mamy ponad 150 mnichów i mniszek i kilkunastu żonatych kapłanów. To nie są kapłani, którzy do nas przyszli, ale ludzie z rodzinami, to byli wierni, którzy przychodzili na służby, zaznajomili się ze światem mniszym, czegoś się nauczyli, okazali się godnymi stanu kapłańskiego i my ich wyświęciliśmy, a teraz trudzą się jako kapłani i pasterze.
SĄD NA WYCZERPANIE
A jak reaguje Patriarchat?
-Już nie reaguje. Swoje zadanie już wykonali.
Ale pierwszy Władyka w historii SCP, został jako odstępca wykluczony ze stanu mniszego i wydalony z Cerkwi.
-Przeniesiono mnie w szereg ludzi świeckich, ale to zrobili później, w 2015 roku, gdyż prześladowanie trwało latami. Z ich punktu widzenia teraz nie jestem nawet chrześcijaninem.
Ale przecież nie można chyba unieważnić, czy odebrać świętej tajemnicy Chrztu?
-Wykluczyli mnie z Cerkwi. Po prostu mnie wymazali.
To jak to należy rozumieć? – Czy dla tych, którzy przyjmowali te postanowienia, jesteście teraz, Władyko, Serbem prawosławnym?
-To jest pytanie do nich. Nie ma takiego postanowienia, jest postanowienie o wyłączeniu mnie z Cerkwi, co oznacza, że nie mam prawa nawet na pogrzeb cerkiewny, gdy umrę. Nie mam prawa do tego, aby przyjmować Święte Tajemnice w Cerkwi, nie mam prawa do żadnej modlitwy cerkiewnej.
Czyli to jest anatema, przekleństwo Boże?
-Tak. To jest anatema.
Jak u Lwa Tołstoja, Joanny d’Arc, Giordana Bruno, protestanta Marcina Lutra…
-Sprawę Tołstoja znam, a pozostałych nie, to nie byli prawosławni chrześcijanie.
Jaki jest stan sprawy karnej, którą w marcu 2010 roku zainicjował przed sądem państwowym Synod przeciwko Wam i kilku Waszym współpracownikom?
-Ci, którzy to wszystko robili, byli świadomi, że ich działania są niekanoniczne, więc musieli to wszystko jakoś usprawiedliwić w oczach opinii publicznej. A cóż prostszego, niż oskarżyć kogoś o złodziejstwo, marnotrawstwo cerkiewnych pieniędzy, nadużycie stanowiska cerkiewnego? Oskarżenie zostało podniesione przeciwko moim dwóm współpracownikom, a następnie zostało rozszerzone również na mnie. W tej chwili to już trwa od dziewięciu lat. Proces toczy się w Sądzie Najwyższym w Belgradzie i został przyspieszony w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat. Posiedzenia są co miesiąc-dwa, słuchają świadków oskarżenia, ale ani jeden z nich nas nie obciążył, niczego nie udowodnił, a wielu, a przynajmniej – niektórzy świadczyli w sądzie na naszą korzyść. Bez względu na to, jaka będzie decyzja sądu, ja już zostałem ciężko ukarany.
Od dziesięciu lat noszę na czole znamię oskarżenia. Nikt się nie interesuje za co, ale wszyscy wiedzą, że „to jest ten, który ukradł pieniądze, który jest oskarżony”. To nie jest mała kara. Poza tym, w moich latach, a mam 85 lat, nie jest wcale tak prosto często stawać w sądzie, iść po schodach, na szczęście teraz jest winda, siedzieć tam przez dwie-trzy godziny bez słowa, słuchając różnych aktorów. Ale z pomocą Bożą wszystko się da. Skończy się tak, jak będzie chciał Bóg.
NIE PRZYJĄŁEM AMFILOCHIUSZA
W czasie tego przyspieszenia, o którym wspominacie, na stronie SCP pojawił się tekst biskupa Amfilochiusza o Waszym wielkim upadku i o tym, że latami i bezskutecznie wysyłano do Was pośredników, abyście napisali pismo z pokajaniem i żebyście mogli być z powrotem przyjęci do Cerkwi. Co to byli za posłannicy, od kogo, jak z nimi rozmawialiście?
-Nikt nigdy nie przybył do mnie w takim celu. Amfilochiusz przed cztery-pięciu laty z własnej inicjatywy przybył na Bystrzycką, bez zapowiedzi, wieczorem, około godziny ósmej. Przyjąłem go. Mówił przez dwie godziny, w ja przez dwie godziny milczałem i w tym czasie może postawiłem jakieś krótkie pytanie na dwie minuty. Tyle było odwiedzin.
Zaś w ostatnich latach były dwie wiadomości przekazywane przez wiernych, wiadomości nieoficjalne i ustne, że oto oni by chcieli, żebym napisał jakieś pisemko, nawet dwuzdaniowe, do Synodu, czy Soboru. Nawet nie prośbę, tylko wniosek o powtórne zbadanie mojej sprawy. Nie mam zamiaru nic pisać, gdyż na nieoficjalne propozycje nie reaguję.
A kiedy przybył do was powtórnie metropolita Amfilochiusz, który przecież wraz z biskupami Atanazym [Jefticiem], Ireneuszem [Buloviciem] i Wami jest w grupie najbardziej znanych uczniów Św. Justyna Cielijskiego? Amfilochiusz płakał w 2017 roku w monasterze w Cielije, gdy mówił o Was jako o odstępcy…
-Płakał, ale mówiąc o bracie Artemiju jako złoczyńcy, który buduje pałace po Leliciu „za pieniądze umordowanego narodu serbskiego”. Tak, jakby to Artemije organizował zabijanie naszego narodu w KiM i płacił za to. Co to jest za mózg, co to jest za język, który plecie takie rzeczy? A przecież mówił też jeszcze: „przynosi wstyd matce” [„kukala mu majka”]… I niedawno w Prizrenie, w czasie uroczystości z okazji ośmiu wieków autokefalii SCP, w czasie swojej przemowy znowu nie mógł się obejść bez Artemija: „Szaleniec, niech Bóg daruje mu rozum i go nawróci!” – to są jego słowa. A w czasie rozmowy na Bystrzyckiej mnie zapewniał, że według niego, możliwe jest jakieś wyjście.
Wyjściem ma być to pismo?
-Tak jest. W 2017 roku w Cielijach wypowiedział te słowa, o których przed chwilą wspominaliśmy, a 14 czerwca 2018 roku znów przybywa do mnie bez zapowiedzi. Wyszedł do niego mój archimandryta Barnaba, a on pyta: „Jest tu gospodarz?”. Proszę sobie wyobrazić – po tym wszystkim „gospodarza szuka”! Mój Barnaba mówi, że Władyka jest na miejscu i że już go pytał. „I co powiedział?” Nie przyjmie was, mówi Barnaba. „Oho-ho” – zdziwił się Amfilochiusz – „Ja nikogo nie oddaliłem z mojego progu. A ja mu przynoszę błogosławieństwo naszego Świętego Starca i miłość braterską”. A Barnaba mówi: „Jeśli chodzi o miłość braterską, to możecie już o tym nie mówić”. Po tym wszystkim, co wcześniej (w 2017 roku) nawygadywał, teraz przybywa z miłością braterską. Po czymś takim nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
Czy jest możliwe jakieś pozytywne rozwiązanie?
Każda choroba ma swój lek, ale nie wszyscy chorzy do niego docierają. Na to, co się stało, również jest lekarstwo. Ojciec Justyn mówił, że wyjściem z wszystkich sytuacji bez wyjścia jest pokajanie. Pokajanie tego, który zbłądził. Tego, kto złamał kanony, kto doprowadził do tego wszystkiego. To ten ktoś właśnie musi się pokajać, naprawić swoje błędy, unieważnić wszystkie niekanoniczne decyzje i rozpocząć rozmowę z Władyką Artemijem, a nie z Markiem, czy z mnichem Artemijem. Wtedy może byśmy coś uzgodnili, ale i wtedy byłyby warunki. Ale teraz nie chcę stawiać warunków za waszym pośrednictwem. Początkiem jest naprawa błędów kanonicznych, to nie jest kwestia jednego człowieka, ale Soboru, który jako jedyny może anulować swoje decyzje.
ZAPOMNIENI SERBOWIE NA POŁUDNIE OD IBARA
Również KiM nie jest kwestią jednej osoby. Jakie błędy popełniła serbska władza w polityce wobec KiM, czy złe decyzje ciągną się jeszcze z czasów sprzed agresji NATO?
-Korzenie są jeszcze głębsze i sięgają czasów przed II wojną światową, mocno są związane z samą wojną, a od chwili zapanowania komunizmu sytuacja KiM już stale się pogarszała. W czasie wojny Albańczycy wygnali 100.000 Serbów, zaś państwo Jugosławia zabroniło im powrotu. To prawo jest aktualne do dzisiaj. Powiedziałbym, że to jest właśnie początek. Z Albanii masowo przybywały całe rodziny, ze stadami owiec i bydła, zasiedlały opuszczone serbskie domy i w taki sposób stwarzano nowy nacisk na dalszą emigrację ludności serbskiej. Wtedy wydzielono KiM jako kraj autonomiczny, co przecież było oddzieleniem tych ziem od serbskiej macierzy. Zarówno w czasie komunizmu, jak i po jego upadku, władze cały czas szły Albańczykom na rękę.
Co by trzeba było uczynić teraz?
-Jak to się mówi – „późno Marek przybył na Kosowo” [„co się stało, to się nie odstanie” – przyp.tłum.]. Ani nie jestem tam na miejscu, żebym mógł coś powiedzieć, ani by mnie ktoś usłyszał i posłuchał. Gdy nadszedł okupant w postaci KFOR-u – wtedy trzeba było i możliwe było podjęcie zdecydowanych działań. Chociaż i dzisiaj nie jest za późno, ale trzeba chcieć.
Chcieć – czego?
-Żeby rząd i parlament Serbii ogłosiły KiM swoim terytorium okupowanym. Kropka. Póki jest pod okupacją, jest nasze, i póki tak jest, mamy prawo walczyć o jego oswobodzenie. A jeśli chodzi o życie na terytorium okupowanym – w tym mamy doświadczenie, długo byliśmy pod turecką, niemiecką i wszelką inna okupacją. W ten sposób nie dopuścilibyśmy do tego, by KiM stało się państwem.
Czy obecna władza to uczyni?
-Nie. Już przed wielu laty ogłosili, że nie ma alternatywy dla UE, a to oznacza w konsekwencji wyrzeczenie się KiM. Hasło „Nie ma alternatywy dla UE” sprowadza się do tego, że uczynimy wszystko, żeby wejść do UE, nawet bez KiM. Pytanie jest takie, czy nas w ogóle wprowadzą do UE, a jeśli nawet wprowadzą, to wprowadzą nas do grobu, z którego nie ma zmartwychwstania. A teraz zajmują się zniesieniem ceł, kontynuacją rozmów, zawieraniem kompromisów. Jakich kompromisów? Prezydent bez końca mówi o kompromisach, o rozgraniczeniach, nie wiem jeszcze o czym. Ani słowa nie ma o ogłoszeniu okupacji.
A jak żyją Serbowie na południe od Ibara, wszak jest ich więcej, niż Serbów na północy, a mówi się tylko o tych drugich?
-Na północy jest około 50.000 Serbów, a na południe od Ibara 70.000. Żyją jak mogą, jak się da, cierpią nieustanne napady, zabójstwa, kradzieże bydła, maszyn, traktorów. Tu obowiązują prawa Prisztiny, które zostały uznane przez Belgrad, gdyż w sprawowaniu władzy w Kosowie uczestniczy serbska partia. A czyja to jest partia? To jest partia partii rządzącej w Belgradzie. Ale nie wchodźmy w politykę. Często słyszymy, że jeśli KFOR nie obroni naszego narodu, znajdzie się ktoś, kto go obroni. To są puste słowa. W jaki sposób pokazali, że go bronimy? Od momentu, gdy padły te słowa – czy mało było napadów, zabójstw, ran, kradzieży i rozboju? Nie możemy oczekiwać obrony ani od KFORu, ani od społeczności międzynarodowej, gdyż oni są tam, żeby umożliwić Albańczykom stworzenie państwa. To jest właśnie potrzebne Ameryce i Europie, a my często mówimy: „społeczność międzynarodowa powinna…”. To są bajki i mówienie dla mówienia. Jakiej wy jeszcze jednostce międzynarodowej ufacie? Trzeba było już dawno zobaczyć, jaka jest prawda, ale…
A jaka była postawa Patriarchy Pawła wobec KiM? Czy to jest prawdą, że przed śmiercią „wyznał” Dobricy Cosiciowi, że również on jest za podziałem?
-Był bardzo dobry. Walczył zarówno wtedy, gdy był na KiM, jak i wtedy, gdy został Patriarchą. O tym, co się mówi, że się „wyspowiadał”, że godzi się na podział KiM – to nie daj Boże! To jest czyste oszczerstwo. Niektórzy ze współczesnych są zapewne na to gotowi i żeby ich postawa uzyskała jakieś potwierdzenie – przypisują ją patriarsze Pawłowi. Ale takie twierdzenie jest po prostu degustujące.
NARÓD SIĘ ODZYWA NA WEZWANIE CERKWI
W jakiej mierze jest anachroniczny dogmat, który mówi, że naród powinien iść do cerkwi, a nie na odwrót? (Tak, jak to robią katolicy). Czy naród powinien iść do Cerkwi, czy Cerkiew powinna wyjść do narodu?
Nie jest to dogmat, że naród musi iść do Cerkwi, a nie Cerkiew wychodzić do narodu. Pytanie jest inne – co się rozumie pod słowem „cerkiew” w konkretnym przypadku. Zbawiciel posłał apostołów pomiędzy ludzi i nie powiedział im: „Siedźcie w Jerozolimie i czekajcie, aż przyjdą ludzie”. To znaczy, że Cerkiew jest skierowana ku ludziom, że ich prowadzi, troszczy się o nich, służy narodowi i zbawia – co jest jej celem. Zaś do narodu należy to, żeby odzywał się na wezwanie Cerkwi, żeby przychodził do cerkwi, pomagał jej i ją utrzymywał. To jest dwustronna zależność. Inicjatywa więc leży po stronie przedstawicieli Cerkwi, biskupów, kapłanów i mnichów, oni są skierowani jako apostołowie na misję wśród ludzi. I o tyle, o ile ich misja przynosi sukces, o tyle naród się odzywa.
DOSTOSOWYWANIE SIĘ DO WŁADZY
Czy to jest tylko serbska specjalność, że Cerkiew z zasady jest słaba wobec państwa, a nie odwrotnie?
-Nie. Wszystkie lokalne Cerkwie prawosławne bardziej lub mniej ściśle współpracują i podtrzymują aktualną władzę, a nie państwo. Tymczasem podtrzymywanie państwa to coś innego. Państwo jest jedno, ono się nie zmienia, zaś władze się zmieniają, a Cerkiew często dostosowuje się do wszelkiej władzy. Tak jest również i u nas.
WSZYSCY, KTÓRZY WSPÓŁPRACUJĄ, TO LOBBYŚCI NATO
W tych dniach pojawiła się informacja, że grupa biskupów „z południowego nurtu, bliska patriarsze ekumenicznemu Bartłomiejowi”, w ramach walk klanów przygotowuje „słodką śmierć” patriarsze Ireneuszowi. O co tu chodzi i czy prezydent Aleksander Vučić ratowałby patriarchę, a jeśli tak, to dlaczego?
Nie słyszałem o tym, nic o tym nie wiem. Jeśli by już doszło do tego, że trzeba ratować patriarchę Ireneusza, Vučić miałby powód, gdyż Ireneusz też go ratował swoimi oświadczeniami, jakoby walczył on jak lew o Kosowo, że zesłał go Bóg, że ma do niego zaufanie itd. Te oświadczenia są ważne dla Vučicia i dlatego miałby powód, jeśli by coś groziło Ireneuszowi, aby go ratować. Ale czy go uratuje przed Bogiem – to zostawmy Bogu.
Czy są biskupi, którzy lobbują za NATO?
-Naprawdę nie wiem.
A czy byłoby dla was zaskoczeniem, gdyby byli tacy?
-No cóż, wszyscy, którzy współpracują, są w zasadzie lobbystami NATO. Przede wszystkim biskup uzurpator na KiM. On zresztą przyszedł jako biskup-współpracownik. Ale na czym polega jego współpraca, tego nie jestem w stanie analizować.
W tym wszystkim, co przeżyliście, Władyko, które momenty najbardziej się odcisnęły w Waszej pamięci, co jest największym sukcesem i porażką, największym szczęściem i smutkiem?
-O sukcesach niech mówią inni. I o porażkach również. O szczęściu nie mówię, gdyż to nie jest pojęcie ewangeliczne, w Piśmie Świętym nie ma pojęcia „szczęście”. Najsmutniejsze jest bombardowanie narodu serbskiego, burzenie cerkwi i monasterów, „zwycięstwo”, po którym wojsko opuszcza KiM. A szczególnie straszna jest masakra 14 mieszkańców w Starym Grackim 23 lipca 1999. Morderstwo dzieci w Gorażdewcu, nad rzeką. Wysadzenie w powietrze autobusu koło Podujewa. I wiele, wiele innych wypadków. Wtedy każdy dzień przynosił tego rodzaju wieści, nie było żadnego pocieszenia. Jeśli można powiedzieć: pociecha i nadzieja była tylko u Boga. I wtedy, i dzisiaj, i na wieki wieków.
Od tych, którzy was ekskomunikowali, słyszy się, że przebywacie w grzechu pychy, gdyż to Bóg jest prawdą, a nie władyka Artemije. A mówi się też jeszcze, że postradaliście rozum.
-To powiedział publicznie Amfilochiusz. A do was należy wniosek, czy Artemije jest taki, czy nie.
Czy spotkaliście kiedyś człowieka pogrążonego w grzechu pychy, który za swoje największe nieszczęście uznawałby mękę innych, a nie własną?
-To już niech inni ocenią.
Źródło: Beogradski Glas, numer 56, z 21 sierpnia 2019